Można zadać sobie to pytanie patrząc na minione 25 lat od pierwszych prawie wolnych wyborów. Dotyczy to zarówno parlamentu jak i Polski samorządowej. W kraju z pewnością zmieniło się bardzo dużo, a wszystko dzięki przedsiębiorczym Polakom, nie koniecznie politykom. Choć Leszek Balcerowicz, który wiecznie był wzywany do odejścia ma tu największy wkład wprowadzając system podatkowy, który uruchomił machinę finansowania państwa. Wejście Polski do Unii Europejskiej przyspieszyło inwestycje o lata świetlne, niestety lub "stety" spowodowało to zadłużenie Państwa, co za tym idzie samorządów, które aby pozyskać dofinansowanie unijne często muszą zaciągać długoletnie kredyty. Logika w tym wszystkim jest, nowe drogi, infrastruktura pod inwestycje, rewitalizacja byłych terenów poprzemysłowych itd. Problem w tym, że struktury urzędnicze w instytucjach publicznych rozbudowane zostały do niewyobrażalnych rozmiarów. A wszystko za sprawą zdobyczy powyborczych. Kto rządzi ten rozdaje stanowiska, a trzeba mieć świadomość, że samorządy to często w miastach najwięksi pracodawcy, więc jest o co walczyć.
Gdyby zlustrować np. co się dzieje w powiecie dzierżoniowskim, biorąc pod uwagę miasta, gminy, czy też sam powiat, to od lat rządzą nim w sumie Ci sami ludzie, tylko w różnych rozdaniach. Raz ci raz inni, ale nazwiska wiecznie się powtarzają. Cztery lata rządów, później opozycja i znowu do władzy, choć w wielu przypadkach u władzy są Ci sami od 16 lat, a nawet dłużej. Dotyczy to również radnych, którzy można powiedzieć traktują tą "służbę" jako dodatkowy etat i też "lewą pensję", powiedzmy na kredyt samochodowy na kolejne cztery lata. Kto nami rządzi? Najczęściej lekarze i nauczyciele, paru bezrobotnych lub emerytów, biznesmenów jak na lekarstwo lub wcale, chyba, że tylko Ci, co maja naprawdę dużo czasu, albo świadczą usługi pośrednio na rzecz samorządów, pod postacią firmy X, bo układ się opłaca. Radni lekarze, chcą uleczać gospodarkę lokalną i w ten sposób siebie dowartościowywać, będąc przekonanymi o swojej nieomylności, choć często do tej pory kasy fiskalnej nie widzieli na oczy, a nauczyciele nauczać, bo w końcu jak twierdzą na tym się znają, ale jak wiadomo w praktyce nie koniecznie idzie to w parze z przedsiębiorczością.
Okręgi jednomandatowe mogą zrobić duże zamieszanie w radach miast. Przez lata często nic się nie zmieniało, wiecznie ci sami, tylko kilku nowych, którzy zresztą już byli, czy to w mieście czy w powiecie. Do tej pory burmistrz miasta miał możliwość kandydowania zarówno na to samo stanowisko jak i na radnego, co w większości powodowało, że na liście robił najlepszy wynik i po zostaniu już burmistrzem wciągał za sobą jednego lub często dwóch radnych. To samo dotyczy wiceburmistrzów, którzy z automatu rezygnowali z funkcji radnego po wygranych wyborach przez swojego lidera. Bywało też tak, że nawet jeśli się osiągnęło w swoim okręgu najlepszy wynik, a lista nie "zapracowała", to i tak mandat zabrał inny komitet wyborczy. Teraz to się zmieni, kto ma najlepszy wynik ten wygrywa, a kandydat na burmistrza nie będzie miał już takiej możliwości, aby kandydować na radnego.
Czy łatwo jest zmienić władzę w mieście? Nie jest to proste, ale możliwe. Muszą iść za tym odpowiednie środki finansowe na kampanię i przygotowanie kandydata na czołowe stanowisko w mieście. Należy zadbać o konsultacje z osobami od kreowania wizerunku politycznego, dodam że z fachowcami, którzy mają o tym pojęcie i oczywiście zainwestować w lokalne media, te które mają największe przełożenie na dany teren, same bilbordy czy ulotki prócz tego, że są i sprawiają przyjemność oglądania się samemu kandydatowi nic nie wnoszą. Tak naprawdę burmistrzem czy radnym zostaje się za "pochodzenie", czyli kto częściej wśród ludzi, ten większe ma szanse. Bez tego nie ma co liczyć na dobry wynik wyborczy. Trzeba mieć świadomość, że burmistrz danego miasta przykładowo Dzierżoniowa, Bielawy, Pieszyc, Kłodzka czy Polanicy Zdroju, funkcjonując już od wielu lat zbudował sobie stałe grono swoich zwolenników poprzez stanowiska pracy w poszczególnych instytucjach, MZBM, TBS, OSiR-y, Ośrodki Kultury, Sanepid, Wodociągi, Szkoły itp. To jego przedstawiciele, przez niego wybrani, w konkursach czy też nie, nie koniecznie zawodowcy w swoim fachu, nepotyzm i synekura, wiadomo, można by wymieniać długo. Za tym wszystkim stoją ludzie i ich rodziny, mając świadomość, że z chwilą zmiany władzy mogą zostać pozbawieni pracy. Więc jak głosować, jak nie za obecną władzą.
Budowanie dobrego wizerunku kandydata to podstawa. Dobrym pomysłem jest postawienie na działania społeczne, temat ważny i istotny dla lokalnego środowiska, taki, który wciągnie rzeszę ludzi. Nie da się przejąć władzy na miesiąc przed wyborami, trzeba działać systematycznie przez długi okres przed. Dobrym pomysłem z pewnością było budowanie wizerunku na "Kolei dla Bielawy". Ktoś kto jest w temacie, wie, że nie jest to w tej chwili realne, ani w jakikolwiek sposób opłacalne, ale ludzie to chwycili i uwierzyli i choćby na samym facebooku w dużej mierze poparli. Dużym błędem było przedwczesne pojawienie się samego inicjatora akcji na bilbordach pod hasłem "Kolej na Bielawę". Falstart, który spowodował, że ludzie poczuli się oszukani, wierząc, że naprawdę chodzi o akcję społeczną, a nie o wybory, a jak widać Patryk Hałaczkiewicz kandyduje na burmistrza Bielawy, więc wiadomo, że było to typowo pod publikę. Można też było szukać kogoś z tytułem naukowym, szanowanego jako wykładowcę, doradcę w wielu firmach, ale jak wejdziemy głębiej w temat i przyjrzymy się danej osobie, to okazało się, że wyników politycznych nie miała żadnych, tylko same porażki na burmistrza Kłodzka, prezesa spółdzielni w Kłodzku, a po za tym nie w temacie, bo aż z Polanicy, a co ważne wizerunkowo nikt nie przygotował tej osoby. Sama prezentacja kandydata okazała się fiaskiem. No i wykrakałem, że nici z tego nie wyjdzie, kandydatka zrezygnowała i trzeba było wrócić do źródła miernego, lecz wiernego Piotra Łyżwy, który przez lata nic nie zrobił dla Bielawy, a jak już, to był przeciwny pomocy Bielawie jako radny powiatowy. Trudno to zrozumieć, że lokalna polityka ma większe znaczenie, niż dobro ogółu społeczeństwa, ale to już inny temat. I choć Piotr Łyżwa to poczciwy człowiek, to w rezultacie jest marionetką w rękach ludzi jadowicie nastawionych na obecną władzę i gdyby mieli poczucie bezkarności, pewnie wymordowali by wszystkich przeciwników. Nie daj Boże takiej władzy z obłędem w oczach. W Dzierżoniowie jest bardziej klarowny obraz wyborczy. Z braku opozycji, która tak naprawdę jest fikcją wyłania się tylko jeden kandydat na przyszłego burmistrza. Chodzi oczywiście o obecnego wicestarostę Dariusza Kucharskiego, który ma szansę na wygrane wybory nawet w pierwszej turze, tym bardziej, że Marek Piorun już się określił i nie będzie kandydował na kolejną kadencję. Kampania dobrze otwarta, wielu zwolenników, bo jak nie popierać kogoś, kto z założenia wygra, ale na marginesie zdjęcia wyborcze fatalne, zarówno kandydata jak i przyszłych radnych. W Pieszycach też raczej zmian nie będzie, kontrkandydaci z pewnością się pojawią, a nawet już są. Trudno nie wspomnieć tu o Pani Dorocie Koniecznej Enozel, która w poprzednich wyborach przeszła do drugiej tury, ale tym razem mam wrażenie, że kandyduje raczej po to, żeby dalej pełnić szeregową funkcję z strukturach radnych powiatowych. Kłodzko ma ten sam problem, albo go nie ma, choć budżet miasta nie należy do najlepszych, obecny burmistrz ma duże szanse na pozostanie na tym stanowisku, a wszystko za sprawą opisanych wyżej zależności i opozycji bez wiodącego lidera, który może by i wygrał wybory, ale nie zrezygnuje z obecnego stanowiska, a po za tym podejrzewam, że mu się nie chce.
Czy możemy mieć na to wpływ jako mieszkańcy naszego regionu? Jak najbardziej. Wystarczy wziąć czynny udział w wyborach i wybrać tych, których uważamy za swoich najlepszych przedstawicieli. Nie możemy odwracać "kota ogonem", że i tak nic się nie zmieni i nie iść na wybory. Frekwencja na poziomie czterdziestu paru procent powoduje, że ktoś decyduje za nas, kto będzie rządził przez najbliższe cztery lata w naszym mieście. Wszystko w naszych rękach i poparciu kandydatów, którzy są w naszym rozumieniu najlepsi. Możliwe, że w przyszłości należałoby wprowadzić kadencyjność na stanowisko burmistrza, powiedzmy dwie kadencje po 5 lat i zmiana, może na lepsze może nie, ale zawsze to jakiś ruch w polityce i szansa dla innych do wykazania się w rozwoju naszego regionu, bo przecież o to chyba chodzi, aby nam wszystkim żyło się lepiej.
Napisz komentarz
Komentarze